Forum Forum o przeróżnych anime Strona Główna Forum o przeróżnych anime
Tu znajdzecie wszystko, a moze nawet wiecej ^^
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanie by Ritsuko

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o przeróżnych anime Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ritsuko
Administrator



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:53, 21 Cze 2006    Temat postu: Opowiadanie by Ritsuko

No to moja twórczość ^^ Ukazuje sie u mnie na blogu xD

Prolog

Pewnej pochmurnej nocy, w ośrodku szkoleniowym, dwie osoby leżały na trawie polany, trzymając się za ręce. Obydwoje mieli wzrok skierowany w bezgwiezdne niebo nad ich głowami.
Zasady ostro zabraniały wychodzenia poza teren budynku, ale tej dwójki najwyraźniej nie obchodziły te reguły. Pod przykywką uczelni naukowej mieścił się tu instytut szkoleniowy pana Sihany dla szamanów. Był najlepszy, miał wielu świetnych nauczycieli i ogromną ilość studentów. Tych ostatnich z każdym rokiem przybywało, a wędrowali oni tu z całego świata. Do renomowanej szkoły, takiej jak ta, mogli sie zapisywać tylko szamani z zamożnych rodzin, lecz nikt nigdy nie żałował wydanych pieniędzy - warto było. Panowała tu dyscyplina, a gdy zdarzały się przypadki buntu, łatwo je tłumiono, chociaż o tym rodzice uczniów nie wiedzieli. Mimo tego rygoru admosfera w uczelni była dość luźna.
Wokół instytutu rozciągaly sie lasy i polany. Były to zakazane miejsca z powodu zwierząt, choć leżąca na trawie dwójka w to nie wierzyła. Gdyby to były tylko zwierzęta, to z łatwością możnaby było się ich pozbyć.
Chłopak, bo na tej polanie znajdował sie chłopak i dziewczyna, miał czarne włosy obcięte na jeżyka. W pewnym momencie podniósł się i zgiął jedno kolano, zakładając na nie rękę. Jego błękitne oczy były wpatrzone w trawę przed nim. Puścił dłoń dziewczyny, na co ona otworzyła oczy. Panowała cisza, którą zagłuszały tylko liście szeleszczące pod wpływem wiatru. W końcu chłopak popatrzył z powątpieniem na leżącą obok niewzruszoną siostrę.
- Dlaczego my? - zapytał. Ta nie odpowiedziała, zdawała się nie dosłyszeć jego słów. - Nie damy rady... Ja nie dam rady.
- Dasz, musisz. - Brzmiała odpowiedź.
- Czemu nie inni, tylko my? Ja z nim nie wytrzymam...
- Bo nikt go nie zna tak, jak my. - Dziewczyna oworzyła oczy i skuliła się.
- On zdradził rodzinę! I jeszcze ten Asakura i Tao. Jak Sihana mógł nam dać takie zadanie?!
- Przestań! Dostaliśmy zadanie, wykonamy je. - Popatrzyla mu w oczy
- Nie oczekuj ode mnie, że będę dla niego miły!
- Będziesz. - powiedziała stanowczo. - Chyba, że chcesz zginąć. Znasz zasady.
- Nie poznaję cię! - Prawie krzyknął oburzony. - Co się z tobą stało?! To nie jesteś ty!
- Ja - szepnęła, nie patrząc już w jego oczy. - Uświadomilam sobie po prostu parę rzeczy.
- Uświadomiłaś?! Ritsuko, co ty mówisz...!
- Przestań ! Oszukamy ich, pomożemy i z głowy!
- Łamiąc własne zasady?! Tego oczekujesz, tak? Żebym złamał przysięgę! Ty ją już złamałaś tym myśleniem...
- Przestań! Myślisz, że jest mi łatwo?! Walczyłeś kiedyś sam ze sobą?! Jestem najstarsza; pamiętaj, że jeśli ja zawiodę, was automatycznie zabiją!
Chłopak zamilkł. Pamiętał, jak składała tę przysięgę. Nie miała wyboru. Była bardzo dobra, szczególnie do takich zadań; znakomita aktorka.
- Zapamiętaj jedno, siostrzyczko - podkreślił ostatnie słowo. - Wolałbym zginąć, niż łamać swoje własne zasady!
- Myślisz, że ja nie?! Ale w grę wchodzi też wasze życie i ciągłość naszej rodziny!
Chłopak prychnął.
- Yuji może zginąć... i tak przynosi hańbę - rzekł mściwym tonem.
- Ikemoto!
- Co?!
- To nasz brat! I ty mówisz, że ja się zmieniłam?!
- Bo tak jest! A ja niby też się zmieniłem?! Niby jak?!
- Jesteś bezwzględny! Nienawidzisz brata, którego kochałeś, tylko dlatego, że znalazł przyjaciół, kiedy go odtrąciłeś.
- Sam odszedł - bronił sie Ikemoto.
- Sam?! Nie bądź żałosny...
Chłopak zacisnął zęby ze złości.
- To ty go przepędziłeś! Tępiłeś! A ja do dziś nie wiem, dlaczego! Stracił wierę w siebie! Został przez ciebie wypędzony a ja nie miałam nic do powiedzienia przez rodziców... - Dziewczyna wstała z ziemi. - Mam cię dość, jeśli zawiedziesz, zginiemy. Skoro tak bardzo żyjesz według zasad, to przypomnij sobie dziesięć z tych, które rodzice nam zawsze wpajali. - Ruszyła w stronę lasu.
- Ritsuko! - Zatrzymała się na jego krzyk, lecz nie odwróciła. - Ile mamy czasu na zdobycie zaufania?
- Dwa miesiące - odpowiedziała, zostwaiając go na polanie z jego własnymi myślami.
- Czyli mamy mało czasu i tylko miesiąc w uczelni.- mruknął do siebie, kładąc sie na plecach, by spojrzeć w rozjaśnione już gwiazdami niebo.

_____________________________________

W wiekowym domu, na starym bujanym fotelu, siedziała kobieta. Nad nią pojawił się duch, lecz ona zdawała się go nie zauważać, nadal dziergała na drutach. Duch obserwował ją przez moment, lecz po chwili wyleciał z pomieszczenia do swojej pani, ktora stała przed drzwiami. Nicolas, bo tak nazywał sie duch, kiwnął głową. Osoba stojąca za drzwiami wkroczyła do pokoju.
- Dokuohtei? - Zapytała młoda kobieta o rudych włosach i błękitnych oczach. Staruszka siedząca na fotelu zatrzymała go i popatrzyła przed siebie.
- Tak?
- Zaczyna się, prawda? Czuję to...
Na twarz Dokuohtei wpełzł złośliwy uśmieszek.
- W rzeczy samej, to próba.
- Przejdą ją? Są silni... - Pani Utokmo usiadła na fotelu. Poczuła na plecach ciepło, które dochodziło z kominka, znajdującego się z tyłu.
- Siła to nie wszystko. Wahają się i są pełni wątpliwości. Źle ich wychowałas, kochana, mają słabą psychikę. - Gdy kobieta siedząca przed nią chciała zaprzeczyć, dokończyła: - Oboje, choć tego nie widać. Mówiłam ci, że ja ich powinnam szkolić.
- Moje dzieci są silne, dadzą radę!
- Sama jesteś słaba. Jaka matka, taka córka...
- A jaki ojcec, tacy synowie, wiem. Jednak mam nadzieję...
- Nadzeja jest matką głupich.
- Mówisz to dlatego, że ich nie lubisz, czy z własnego doświadczenia?
- Nie wierzę w nie, nie są wystarczająco dobre. Nie rozumiem Sihany... Jak mógł tak narazić cały szamański świat?...
- Widocznie miał powody. On wierzy.
- Stary głupiec, nie ma w co wierzyć.
- Ty jesteś starsza, flądro. - To dodał duch, był pewien, że staruszka go nie dosłyszy. Miał rację.
- Ech... Nie mam pojęcia, po co ja do ciebie przyszłam, Dokuohtei.
- Ja też, ale powiem ci jedno. - Młoda kobieta z zaciekawieniem uniosła brew. - Każdego człowieka można zmienić. Jest możliwość, że im się uda, ale jeśli zawiodą, będzie bardzo kiepsko. Według mnie błędem było nie ujawnienie im wagi ich zadania. Nie mają pojęcia, z czym sie spotkają. Borykają sie z banalnymi problemami, zamiast zająć sie ważnymi. Jeśli im się jednak uda, a w to szczerze wątpię, będą wielcy, choć sami o tym wiedzieć nie będą.

_____________________________________

Yoh, Trey i Morti wylegiwali sie na leżakach w orodzie posiadłości Askakurów. Ryo poprawiał fryzurę, Choco pracował nad nowymi kawałami, Lyserg doskonalił swoje umiejętności, a Ren siedział pod drzewem, obserwując wszystkich.
- Czyli mamy fajrant! - krzynął uradowany Trey, wyciągając się.
- Który ty, śnieżko, spędzisz na leniuchowaniu - skomentowal jego zachowanie Tao. Jednak Treyowi nie zszedł uśmiech z twarzy.
- Nic nie zepsuje mi dzisiaj humoru.
- Jesteś pewien? - zapytał chłopak z brązowymi włosami zafarbowanymi na blond, wychodzący z domu.
- Hę? Co masz na myśli?
- Za dwa miesiące zostanie wznowiony turniej i tyle bedzie z twojego leniuchowania. A Yohmei idzie w naszą stronę, co nie wróży nic dobrego.
Niebieskowłosy chłopak natychmiast zrobił skwaszoną minę.
Mistrz Yohmei przyniósł im nieoczekiwaną wiadomość:
- Wysyłam was do pewnej rodziny, byście poćwiczyli. Nie możecie ciągle leżeć i nic nie robić.
- Jakiej rodziny? - zapytał zaciekawiony Yoh.
- Utokmo - odpowiedział staruszek spokojnie.
- Co?! Nie zrobi mi pan tego! - zaczął krzyczeć Yuji.
- Czego nie zrobi, mój mały przyjacielu? - zapytał zdziwiony Ryo.
- Wszysko ustalone, juz rozmawiałem z twoja babcią - odrzekł Yohmei, nieprzejęty niechęcią chłopaka, który zaraz znowu dobitnie wyraził swój sprzeciw:
- Nie wrócę tam!
- Zmienili się, zobaczysz. Myślę, że powinieneś wrócić choćby dla Ritsuko.
- Ale...
- Wszystko ustalone, jutro wyjeżdżacie - powiedział staruszek, odchodząc. Chłopak spuścił głowę i zacisnął pięści.
- Teraz nam wszystko wyjaśnisz - powiedział Ren, stając pomiędzy nim a wejściem do domu.
- Co mam tłumaczyć?! To moja rodzina, której nienawidzę! - Chciało mu się płakać, że musi do tego wszystkiego wracać. Spróbował przebiec obok Tao, ale nie udało mu się; Ren złapał go za nadgarstek.
- A co to za Ritsuko? - zapytał Lyserg, patrzac przenikliwie na Yuji. Ten z całej siły próbował się wyrwać.
- Moja jedyna siostra - powiedzial ze spuszczonym wzrokiem.
- Dajcie mu spokój, chłopaki - rzekł Yoh. - Jak będzie chciał, to powie.
Ren popatrzył na niego lekko wkurzony. Chciał wiedzieć wszystko, nienawidził, jak coś się przed nim ukrywało. Wypuścił jednak chłopaka, który pobiegł ze wszystkich sił przed siebie. Do oczu Yuji cisnęły się łzy, ale nie chciał tego pokazać.
Jesteś zakałą rodziny! przypomniał sobie krzyk Ikemoto.
- Nieprawda - szeptał do siebie.
Jesteś niczym, byłoby lepiej, gdybyś się nigdy nie urodził!
- Nigdy... NIE! - krzyknął, stając w miejscu. Naraz przypomniał sobie uśmiechniętą twarz Ritsuko.
Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś jedyny normalny w tej rodzinie...
- Jedyny.... - Dotknął szyji, na której zawieszony miał naszyjnik od siostry.

_____________________________________

Następnego ranka mieli wyjechać. Trey oczywiście pogubił skarpetki, a Ryo siedział godzinę w łazience, poprawiając fryzurę, i trzeba było na nich czekać. I tak ci dwaj spóźnili się na śniadanie, za co dostali karę od żony mistrza Yohmei - mianowicie pompki. Ryo z powodu potu zniszczył się fryz i szaman zaczął lamentować. Atmosfera była nie do wytrzymania. Wszyscy krzątali sie po posiadłości Asakurów, będąc pewni, że czegoś zapomnieli.
Do domu państwa Utokmo lecieli samolotem Rena (Jakżebym mogła o nim nie wspomnieć? ^_^' - przyp. autorki). Przez całą droge Yuji nie odzywał się ani słowem. Siedział wpatrzony w okno, rozmyślając nad słowami Yohmei.
Zmienili się.
Nie wierzył w to. Mama będzie jak zwykle się o wszystkich zamartwiać, tata będzie durnie się uśmiechał. Chłopak zerknął na Yoh. "Podobni są" - pomyślał. Babcia zamęczy wszystkich wykładami. Ikemoto będzie go tempił.
Jesteś do niczego! - te słowa zabrzmiały mu w uszach. Potrząsnął głową.
Ritsuko będzie stawać w jego obronie i pocieszy mamę. Ona była jedynym powodem, z którego cieszył się, że tam wraca. Będzie mógł z kimś porozmawiać bez żadnych zahamowań. Ale jeśli ona upodobniła się do reszty rodziny? Nie widział ich wszytskch ze trzy lata.
Odkąd uciekł.

_____________________________________

- Ikemoto, jeśli będziesz go gnębił, lub będziesz rzucał jakieś durne uwagi, to coś ci zrobię - powiedziala groźnie Ritsuko, gdy wyjeżdżali z akademii.
- Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Przestań! - odpowiedział, odwracając głowę w stronę okna pociągu. - Miesiąc z rodzinką - mruknął. - Cudwnie...

_____________________________________

- Cho, pośpiesz się! Spóźnimy się do cioci!
- Idę, idę... Gdzie Gihei?
- Już w aucie! Tylko ty się guzdrasz!

_____________________________________

Gdy chłopcy w końcu znaleźli się u celu podróży, zastali coś, czego Yuji najbardziej się bał. Jego przypuszczenia wydały się trafne: w tym miesiącu było święto rodzinne. Po domu chodziło całe mnóstwo ludzi, w tym wiele cioć. Pech chciał, że dziadek był jedynakiem, a ojciec miał same siostry.
Każdy zdawał się ich nie zauważać, lecz nagle pewien męszczyzna o brązowych włosach i zielonych oczach zatrzymał się w połowie kroku i krzyknął:
- Mamo! - Z kuchni wychyliła się głowa staruszki. - Ty to wszystko ukartowałaś, żeby przyjechali teraz, gdy teraz tu taki tłok?! Czyżbyś nie wierzyła w moje dzieci?!
- Synku, przecież wiesz, że Ritsuko i Ikemoto ostatnio się nie dogadują. Muszę pokładać w kim innym moje nadzieje.
- Mamo, masz przeurocze nastawienie do moich dzieci - powiedział mężczyzna, a później westchnął. Babcia schowała się z powrotem do kuchni.
- Nazywam sie Fujio Utokmo - rzekł pan domu i popatrzył po chłopakach, aż nagle dostrzegł twarz swojego syna. Łzy napłynęły mu do oczu i dosłownie rzucił się na chłopaka. Do przedpokoju wkroczyła kobieta o rudych włosach. Gdy zobaczyła szamanów, podeszła do nich.
- Dokuohtei... ech... kochanie, chodźmy przyszykować im pokoje - powiedziała, odrywając męża od syna, którego zdawała się nie zauważać. Z dużego pokoju wyszła zmora Yujia - Ikemoto.
- Ooo... przefarbowałeś włosy! Czyżbyś wstydził się swojej rodziny? Bo mi się wydaje, że powinno być na odwr... - Nie dokończył, bo wylądował na ścianie.
- Co ja mówiłam przed wyjazdem?! - Tam, gdzie przed chwilą stał chłopak, pojawiła się wysoka dziewczyna o włosach do ramion, których kolor wahał się pomiędzy rudym a brązowym. Wszystko oprócz jej oczów wyrażalo złość; tylko one były spokojnie zielone. Odwróciła się do gromadki, która stała od pięciu minut zaledwie parę metrów od drzwi. W tym samym momencie na plecy wskoczyła jej kuzynka Cho.
- Nie martw się, Yuji, on ma od roku odłamy...
Ritsuko pokiwała głową.
- ...po tym, jak mu Rits rok temu przywaliła...
- Co?! Ty też chcesz oberwać?! - zapytała zdenerwowana dziewczyna, podnosząc rękę.
- Pokój z wami! - Cho zniknęła, pokazując znak pokoju. Do przedpokoju znowu wkroczyli państwo Utokmo.
- Ikemoto, nie leż na ziemi! - skarcił syna Fujio, nie zatrzymując się nawet. Matka pokiwała głową i przeszła razem z małżonkiem do kolejnego pokoju.
- Ech... no to poznaliście część mojej stukniętej rodzinki - powiedział Yuji, podnosząc swoje bagaże. Ritsuko na te słowa uśmiechnęła się szczerze do brata.
- A ja myślałem, że rodzina Rena jest dziwna - skomentował Trey, za co dostał od Tao torbą podróżną w głowę.
- Witajcie w naszym świecie.... - powiedziała Rits, odchodząc do swojego pokoju. Wiedziała, że będzie miała jeszcze szansę, by porozmawiać z bratem.

Rozdział I "Farsa"

Przez najbliższe dwie godziny, wszyscy poznawali rodzinę Yuji. Dorośli szykowali się do uroczystości tylko dla nich; nikt nigdy nie mówił dzieciom, co się tam działo, a one nie nalegały – miały cały dom dla siebie. Gdy dorośli wyszli, chłopcy zaczęli oglądać telewizję. Lyserg narzekał, że mieli ćwiczyć, ale Trey go uciszył. Ikemoto siedział w tym samym pokoju, czytając książkę. Ritsuko grzebała w lodówce - kuchnia była połączona z salonem. Tylko Cho stała bez celu.
- Nudzi mi się! - krzyknęła w pewnym momencie na cały głos. Ritsuko chciała wyciągnąć głowę z lodówki, ale uderzyła w górną półkę. Zasyczała z bólu.
Gihei zaczął uciszać jej kuzynkę.
- Ale mi się nudzi! - darła się dalej. Po paru takich okrzykach i pogłośnieniu telewizora, reszta przestała zwracać na nią uwagę.
- Rits, rzuć mi colę! - krzyknął Aki, brat Cho. Dziewczyna rzuciła mu napój. Ikemoto tracił powoli cierpliwość - któryś raz z rzędu czytał to samo zdanie. Kuzynka Yuji podeszła do telewizora i zasłoniła go.
- Ej! - krzyknął Trey.
- Oglądaliśmy - dodał Yoh.
- A mi się nudzi - odpowiedziała dziewczyna.
- To znajdź sobie jakieś zajęcie - burknął Ren, próbując tak się wychylić, by zobaczyć ekran.
- Właśnie! - Od strony kuchni usłyszeli głos Ritsuko.
- I co? Ma wziąć przykład z ciebie? - zapytał z kpiną Ikemoto. - A co ty tak właściwie robisz?
- Szukam czegoś do jedzenia.
- Znowu?! Co się nie zapytam, to ty coś jesz - powiedział z pogardą jej brat. – Grubas.
- Pedał - odrzekła. On pokazał jej ‘fuck you’, na co Rits wystawiła język, wzięła z zamrażalnika lody i zaczęła jeść, siadając obok Yuji. Chłopcy w tym czasie zdążyli tak przenieść kanapę, ze Cho im już nie zasłaniała. Przez chwilę trwała cisza, którą przerwał ponowny krzyk kuzynki.
- Wiem!
- Co wiesz? - zapytał od niechcenia Lyserg.
- Zrobimy imprezę!
Ritsuko i Ikemoto wymienili spojrzenia.
- Ooo... Nie, nie, nie, nie zgadzamy się - powiedziała Ritsuko, kręcąc głową.
- No coś ty?! Przecież ostatnio było super! Nie dajcie się prosić... - nalegała Cho.
- Super?! To nie ty musiałaś wysłuchiwać później pół nocy kazań - oburzył się Ikemoto.
- Ale tak to było super - poparł siostrę Aki.
- Nie zgadzam się! - Ritsuko zaczęła wymachiwać łyżką do lodów.
- Zabijesz kogoś tą łyżką - burknął Ikemoto, wodząc wzrokiem za przedmiotem.
- To śmiertelne narzędzie - skomentował Ren.
- Gorszy jest kubek do herbaty. - Gdy brat popatrzył na nią zdziwiony, ona wyjaśniła: - Widziałam ostatni taki film, "Kroniki Riddicka". Gostek tam potrafił zabić kubkiem.
- Łał, fajnie, masz to gdzieś nagrane? - zapytał Gihei.
- Jasne - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ej ej ej... Wróćmy do tematu, Ritsuko... - Cho zrobiła słodkie oczka.
- No zgódź się - ożywił się Trey.
- A tobie co? - zapytał Choco. Horo Horo leniuchował w najlepsze i nawet nie pomógł przenieść kanapy.
- Chcę imprezę! - krzyknął entuzjastycznie niebieskowłosy.
- To sobie zrób - skomentował jego zachowanie Ikemoto z podniesioną prawą brwią.
- To co, Cho, robimy ? - zapytał z uśmiechem Trey.
- No! Jedyny normalny ludź – rzekła ta i uniosła dłonie nad głowę, by klasnąć.
- Oni będą razem - mruknęła Ritsuko do Ikemoto, uśmiechając się dziwnie.
- O nie! Nie chcę mieć takiego idioty w rodzinie... - przerwał na dźwięk piosenki Simple Plan pod tytułem „Welcome to my life” - był to dzwonek komórki jego siostry; komórki, która teraz leżała na stoliku. Oboje wiedzieli, że ten dzwonek jest ustawiony tylko do jednej osoby. Popatrzyli po sobie i dosłownie rzucili się na telefon, co niepomiernie zdziwiło resztę. Chłopak pierwszy złapał komórkę, lecz dziewczyna natychmiast wyrwała mu przedmiot z ręki
- Tak? Witam pana. Dzisiaj? - zapytała z pretensją. - Wiem, wiem - dodała, a na jej twarz wpełzł kwaśny uśmiech. - Jeśli to ma pomóc... – westchnęła. - Mam być bardziej optymistyczna?! - wykrzyknęła oburzona. - Mogłabym siedzieć przed telewizorem i wżerać lody! - Zamilkła na dłuższą chwilę. - Dobra, dobra nie musi mi pan wypominać, no... Dowidzenia - rozłączyła się, schowała telefon do kieszeni i znowu westchnęła.
- W coś ty się znowu wpakowała? - zapytał Ikemoto, wstając od stołu. Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.
- W to, w co ty się bałeś. - Jej brat od razu zrobił skwaszoną minę.
- Bałem się być na każde zawołanie staruszka... Oj, nie sądzę, żeby żałował - teraz już usiadł na sofie i podniósł swoją książkę.
- Każdy widzi to inaczej. - Ritsuko wzruszyła ramionami i wzięła z kąta swój rozkładany miecz. Bez słowa wyszła do przedpokoju.
- Hej! - krzyknęła Cho. - Ominęło mnie coś, że nie wiem o co chodzi? - Skierowała wzrok na Ikemoto.
- Dowiesz się, jak przyniosą jej zwłoki.
Yuji zrobił zdziwioną minę.
- O co chodzi?
- Nie odzywaj się do mnie, smarkaczu. - Brat zmroził go wzrokiem.
- Ikemoto! - krzyknęła jego siostra wkraczając do pokoju w czarnym płaszczu z kapturem.
- Uuu... jak z horroru - zakpił Ren na jej widok.
- Taka praca – skomentowała, nie patrząc na niego.
- Praca? - zapytał Yoh.
- Tak. - Spiorunowała go wzrokiem. – Cho, rób tę imprezę, tylko jak wrócę, żeby dom jeszcze stał.
- A kiedy wrócisz? - zapytała dziewczyna z durnym uśmieszkiem.
- Wieczorem – odpowiedziała Ritsuko, odwracając się i idąc do drzwi. Jeszcze przed wyjściem rzuciła groźne spojrzenie na Ikemoto. Yuji, niewiele myśląc, ruszył za siostrą. Dogonił ją na schodach. Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Czemu im nie pomagasz?
- Mam zostać z Ikemoto? O nie, dziękuję - powiedział naburmuszony. Na jego słowa dziewczyna roześmiała się. - To nie miało być śmieszne - dodał obrażonym głosem.
- A ja się nie śmieje z twoich słów. – mrugnęła do niego i przyśpieszyła kroku. Gdy chłopak się z nią zrównał, nastała ciężka cisza. Dziewczynie to nie przeszkadzało, lecz jej bratu strasznie. W końcu nie wytrzymał i odezwał się:
- Gdzie idziemy? - Spojrzał pytającym wzrokiem na dziewczynę.
- Do pewnej pani.
- Po co?
- Żeby porozmawiać.
- O czym?
- Nie zadajesz za dużo pytań? – spytała retorycznie, patrząc na niego z pretensją
- No co? Długo mnie tu nie było.
- Chyba mnie za to nie winisz? - Chłopak popatrzył na siostrę. Nie miała już tego uśmiechu, który zawsze można było zobaczyć na jej twarzy.
- Masz zły dzień? Zmieniłaś się. - Ritsuko zatrzymała się.
- Następny?! - prawie krzyknęła. - Nie mów tak! Za mało spędziliśmy czasu, byś mnie oceniał. - Przyśpieszyła jeszcze bardziej. Chłopak z trudem dotrzymywał jej kroku.
- Przepraszam - powiedział ze spuszczoną głową.
Popatrzyła na niego. Nie widziała go od tak dawna, a tak wyglądała ich pierwsza rozmowa od trzech lat. Nie chciała, żeby tak wyszło; wiedziała, że z Yuji trzeba uważać - po tym, co zrobił z nim Ikemoto, bardzo łatwo go zranić, a ona ostatnio miała w tym wprawę. Westchnęła.
- Yuji, to ja przepraszam. Ostatnio jestem podenerwowana i wyżywam się na każdym. Masz rację, zmieniłam się, ale nie na gorsze.
- Tak? To gdzie twój uśmiech? - zapytał chłopak.
- Uśmiech zrozumiał, że świat nie jest idealny - rzekła szczerze. Jej brat skrzywił się. – Yuji, wszystko się zmieniło... Dużo zrozumiałam i nie żałuję ani jednej rzeczy, którą zrobiłam. A teraz chodź, jestem umówiona na daną godzinę.
Teraz, by udobruchać brata, uśmiechnęła się. Ten odwzajemnił uśmiech. Ruszyli w stronę starego domu.
Tymczasem, w domu Cho z Treyem rządzili się, co niemiłosiernie denerwowało Rena i Ikemoto.
- Cho! Jeszcze raz mi rozkażesz, to ci przywalę! Naprawdę! - darł się Ikemoto z drabiny do Cho, która rozmawiała przez telefon, zapraszając gości.
- Co? - zapytała zdezorientowana. - Wieszaj te serpentyny, no! Na co czekasz?!
- Hej! Strajk! – krzyknął chłopak, schodząc z drabiny. - Nie będziesz mi rozkazywała!
Kuzynka mu nie odpowiedziała, ponieważ odbierała telefon. Machnęła tylko na kuzyna ręką, co zdenerwowało go jeszcze bardziej.
- Dorwę Ritsuko za to, że na to pozwoliła - mruknął mściwie, wchodząc na drabinę.

W starym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Lokaj podleciał – tak, podleciał, ponieważ to nie był człowiek - do drzwi, zapraszając gości do środka. Dom był gustownie urządzony, przeważały ciemne kolory. Na zielonych ścianach wisiały obrazy i portrety, posadzka w przedpokoju była marmurowa. Yuji z zachwytem przyglądał się wszystkiemu, a Ritsuko rozmawiała szeptem z kamerdynerem. W pewnym momencie dotarli do ogromnych drzwi, większych od innych. Lokaj otworzył i zaprosił przybyszów do środka jednym gestem.
W pokoju przed kominkiem, w wielkim fotelu, siedziała kobieta. Gdy drzwi się zamknęły, pani domu obróciła się do gości.
- Witam w moich skromnych progach.
- Dzień dobry. Oczywiście pani ostatnie zdanie to metafora - odrzekła Ritsuko
- Istotnie, metafora, ale powinnaś być grzeczniejsza. - Dziewczyna prychnęła na te słowa.
- W stosunku do pani? - zapytała z podniesionymi brwiami. - Postaram się.
- To dobrze. - Kobieta zmierzyła ją wzrokiem, by przenieść go po chwili na jej brata. - Jeśli mamy rozmawiać, to on musi wyjść. Podejrzewam, że to twój brat... – Chciała do niego podejść, lecz Ritsuko zagrodziła jej drogę.
- Nie interesuj się. Załatwimy tę sprawę i już mnie i jego nie widzisz - rzekła ostro dziewczyna.
- Jak chcesz, kochana, jak chcesz. - Kobieta ponownie usiadła.
- Yuji, wyjdź za drzwi, zaraz przyjdę - zwróciła się do brata Ritsuko.
- Ale... – zaczął, lecz dziewczyna nie dała mu skończyć.
- Idź - nakazała mu. - Ronaldzie - spojrzała na lokaja - dotrzymaj mu towarzystwa.
- Tak jest.
Gdy chłopak wyszedł, dziewczyna usiadła na fotelu naprzeciwko kobiety.
- Zupełnie nie wiem, po co mnie do ciebie przysłano, moje... – ucięła, by po chwili się poprawić: - ...nasze zadanie nie jest takie trudne.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jaką drogę wybrałaś.
- Jaką? Oświeć mnie.
- Jakim tonem ty się do mnie zwracasz!?
- A jakim mam?! - Dziewczyna wstała gwałtownie i podeszła do okna.
- Z większym szacunkiem, jestem twoją... - Ritsuko jej przerwała (główkujcie kim ta kobieta jest dla Ritsuko - ciocią? rodziną? kuzynką? przyjaciółką? mentorką? Kombinujcie xD. Zobaczycie później, czy mieliście rację ^^ – przyp. Aut.).
- Wiem! I tak nie mam do ciebie szacunku, sposób twojego życia jest godny pogardy.
- Bolą mnie twoje słowa - odparła ze spuszczoną głową kobieta.
- A mnie to nie obchodzi - odpowiedziała dziewczyna, wpatrując się w piękny widok za oknem.
- Zmieniłaś się. - Na te słowa dziewczyna natychmiast się odwróciła. W jej zwykle spokojnych, zielonych oczach widać było gniew i oburzenie.
- Tak...? Powiem ci, dlaczego się zmieniłam; trzeba się przystosować do życia, bo ono się nie przystosuje.
Kobieta przekręciła głowę w bok, bacznie obserwując dziewczynę. Po chwili westchnęła.
- To nie moja Ritsuko.
- Ritsuko nigdy nie była twoja - odparła dziewczyna, już się uspokajając. - Przejdźmy do tego, po co tu przyszłam.
- Tak. – Urumi, bo tak miała na imię owa kobieta, kiwnęła głową. Podeszła do gabloty, wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy i zaczęła szukać właściwego. Zaciekawiona Ritsuko podeszła do niej.
- Mam ci dać miecz.
- Miecz? - zdziwiła się dziewczyna. - Po co mi miecz? Mam juz swój. - Wyciągnęła z kieszeni, rozłożyła i pokazała kobiecie.
- Tak, tylko, że ten jest do niczego.
- Słucham?! - zapytała oburzona dziewczyna. Urumi tylko uśmiechnęła się chytrze i dobyła miecza, przystawiając go do szyi dziewczyny.
- Chcesz ze mną walczyć? - zapytała pogardliwie Ritsuko. Jej przeciwniczka tylko uśmiechnęła się zachęcająco, więc dziewczyna szybko dobyła swojego miecza i odsunęła miecz Urumi od siebie. Czekała na ruch przeciwniczki.
Nie trzeba było jej zachęcać. Stal uderzyła o stal. Kobieta, choć nie wyglądała już na najmłodszą, była doświadczonym przeciwnikiem w walce. Jednak doskonale wyszkolona i młoda dziewczyna dorównywała jej nie tylko w dokładności i sile, ale także w szybkości. W pewnym momencie uderzenie mieczy było tak silne, że broń Ritsuko złamała się.
Dziewczyna stała przez chwilę, patrząc na miecz, a raczej na jego część. Jej przeciwniczka miała doskonałą okazję, by zaatakować, lecz tego nie zrobiła. Stała i wpatrywała się w zdziwioną dziewczynę. W końcu Ritsuko odezwała się.
- Dobra, przyda mi się nowy miecz.
Kobieta podniosła jedną brew, okazując lekkie zdenerwowanie, że dziewczyna dopiero teraz to zrozumiała.
- No, nie patrz się tak na mnie!
- Niby dlaczego? - odpowiedziała Urumi. – Masz. - Rzuciła jej miecz, który dziewczyna zręcznie złapała. - I nie traktuj tego, jako akt litości czy czegoś innego. Po prostu kazano mi go tobie dać.
- Piękny - szepnęła Ritsuko, przejeżdżając dłonią po ostrzu, na którym wyryte były znaki.
- Twoja droga dopiero się zaczyna, moje dziecko. Teraz wszystko zacznie się ujawniać.
- Ujawniać?
- Zobaczysz i poczujesz to, czego nie zauważałaś i się bałaś... - przerwało jej prychnięcie. - Każdy się czegoś boi i nie chce do tego przyznać. Pewna dziewczynka nazwała to trafnie ciemnością serca.
- Co to jest w moim wypadku?
- To, o czym jeszcze nie wiesz.
- A czego nie wiem? - Ritsuko nie dawała za wygraną.
- Zadajesz za dużo pytań, ciekawość jest jednocześnie wadą i zaletą. Nagle nabrałaś ochoty na rozmowę ze mną? - zapytała z uniesionymi brwiami Urumi. Dziewczyna natychmiast przybrała naburmuszony wyraz twarzy.
- I to ja jestem niegrzeczna? – spytała z ironią - Ostatnie pytanie.
- Słucham.
- Czy wybrałam właściwą drogę?
Jej słowa zdziwiły Urumi.
- Wahasz się?
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę.
- Rozumiem już obawy Dokuohtei - mruknęła do siebie kobieta. - Ech... Ritsuko, jesteś trudna do rozgryzienia, raz złośliwa i nieustępliwa, raz pełna wątpliwości innym razem z kolei radosna. Zmieniasz się jak kameleon... Najpierw otwarta, potem nikogo do siebie nie dopuszczasz... Prawdziwy dysonans...
- Tego mnie uczono - mruknęła w odpowiedzi Ritsuko.
- Tak, wiem.
- Odpowiesz mi na moje pytanie? - Gdy przez długą chwilę nie usłyszała odpowiedzi, ruszyła w kierunku drzwi, lecz kiedy już położyła dłoń na klamce, kobieta przemówiła:
- Właściwa droga to zazwyczaj ta, którą juz wybraliśmy... - Mówiąc to, wpatrywała się w zdjęcie nad kominkiem. Widniała na nim para - mężczyzna o bardzo zielonych oczach i niemalże czarnych jak smoła włosach oraz sama Urumi, z ręką w swoich rudych włosach, wtedy spiętych w kok. W jej brązowych oczach widać było radość, nie tak, jak teraz - jej oczy były pełne bólu. Ritsuko wyszła, zostawiając ją ze wspomnieniami. Nie było jej niej żal. Gdy zeszła na dół, zastała Yuji bawiącego się zbroją żołnierza średniowiecznego.
- Brak gustu dawać zbroje do takiego koloru ścian - mruknęła. Lokaj popatrzył na nią krytycznie.
- Tu ściany maja uszy, proszę nie obrażać pani.
- Ronaldzie, nie rozumiem twojego strachu...
- I panienka najprawdopodobniej nigdy nie zrozumie - nie dał jej skończyć i przeleciał przez ścianę jakby uciekając.
- Dziwny gostek - skomentował Yuji.
- No co ty nie powiesz? - zakpiła jego siostra.
- Ej! Co ja ci znowu zrobiłem?
- Nic. Po prostu mam dobry humor.
- Dobry humor? To ja się wolę na ciebie nie nadziać, jak będziesz miała zły. - Zrobił kwaśną minę. - Co ty tam tak długo robiłaś? Dobrą godzinę musiałem siedzieć z tym przymułem – mówił, gdy wyszli z posiadłości.
- Ech... strasznie dużo mówisz, wiesz? Doceń ciszę.
- Docenię ją, jak nie będę mógł mówić.
- Da się załatwić. - Popatrzyła na niego złośliwie kątem oka.
- No dobra, nic już nie mówię. Ale wiesz, że tam w salonie była taka fajna szachownica?... – Przerwał, gdy spojrzał na siostrę. Jej wzrok był stanowczy i mówił: "Jeszcze jedno słowo, a urwę ci język". Chłopak zmarszczył brwi, ale nie odezwał się. Szli w ciszy, co cieszyło dziewczynę.
Właściwa droga to zazwyczaj ta, którą juz wybraliśmy...
- Zazwyczaj - szepnęła. Chłopak zaczął trząść się z zimna, co Ritsuko od razu zauważyła. Bez wahania ściągnęła z siebie swój płaszcz i dała bratu. Została w zielonym golfie, który podarowała jej rok temu babcia, gdy uczyła się dziergać na drutach. Jej pierwsze rzeczy nie były do końca udane, ale dziewczynie nie przeszkadzało, że parę końców włóczki wystawało teraz z jej golfu i że do połowy jest szyty jednym stylem. Liczył się gest. Babcia od tamtej pory ciągle robiła coś na drutach i szło jej coraz lepiej, co cieszyło Ikemoto, bo, jak to ujął: "W tym roku muszę dostać jakiś normalny sweter, bo naprawdę opłacę babce kurs". Ritsuko jeszcze ani razu nie widziała go w swetrze od babci. Cóż, jemu zrobiła na środku swetra różową truskawkę, z czego zawsze śmiała się razem z Cho.
Yuji przyjął płaszcz i okrył się nim. Nie zostało im dużo drogi do domu, więc nie bał się, że siostra mu zmarznie.
Gdy weszli do domu, Ritsuko na początku doznała szoku - wszędzie był tłum ludzi, a ich dom nie wyglądał na... ich dom. Miała ochotę wydrzeć się na całe gardło na Cho, lecz postanowiła najpierw ją znaleźć.
Yuji nie przejmował się siostrą. Szybko skumplował się z ludźmi. W tym czasie Ritsuko szukała swojej kuzynki, by jej subtelnie nawtykać. Przy okazji witała się z paroma dobrze jej znanymi osobami. Znalazła Cho tak jak niektórych, czyli Yoh, Lyserga, Ikemoto, Aki, Gihei, i Rena.
- Możesz mi powiedzieć, co robi tu tyle ludzi?! - zapytała rozdrażniona.
- No... niektórzy siedzą, inni piją, jeszcze inni tańczą.... A, fajny sweter, babcia uszyła? Widać. - powiedziała Cho.
- Cho! Nie zmieniaj tematu. Czekaj czekaj, skąd macie alkohol?
- No z tego barku w pokoju waszych rodziców.
Ritsuko na te słowa chwyciła się za głowę i opadła na krzesło.
- Ikemoto! I ty na to pozwoliłeś?! - popatrzyła z wyrzutem na brata.
- Na co? - zapytał zaciekawiony Lyserg.
- Człowieku, przecież kiedy tata zauważy, że grzebaliście w jego barku, to ten dom się sam zburzy!
- Jak dom może się sam zburzyć? Gadasz od rzeczy - skomentował Ren, nalewając sobie do kieliszka wina.
- Ritsuko, wyluzuj - rzekł Yoh.
- Jasne... Ty wiesz, jak mi się dostanie? – odburknęła.
- Coś ty! Zwali się na Ikemoto - uśmiechnęła się Cho, na co jej kuzyn wpadł w furię i Aki oraz Gihei musieli go przytrzymać. - Chodź - pociągnęła kuzynkę za rękę, lecz ta nie ruszała się z miejsca.
- Po co?
- Zwykle pyta się gdzie - odrzekła jej kuzynka.
- Iii...?
- Przygotowałam sobie odpowiedzi na tamto pytanie.
- Twój intelekt jest olśniewający - mruknęła Ritsuko.
- Wiem. - Cho wyszczerzyła zęby. - Chodź do mojego pokoju.
Przez moment szamanka ciągnęła bez skutku, lecz po chwili przewróciła się, ponieważ jej kuzynka sama wstała.
- Pomóc ci wstać? – Wyciągnęła ze złośliwym uśmiechem rękę.
- Ha, ha, ha, ale jesteś śmieszna - odrzekła ironicznie dziewczyna.
- Wiem. - Tym razem to Ritsuko się wyszczerzyła. Dziewczyny po chwili zaczęły się z siebie śmiać.
Zwykle czarne, kręcone włosy Cho były teraz proste i związane w koński ogon na szczycie głowy, dwa kosmyki włosów opadały jej na twarz. Niebieski kolor jej oczu podkreślały teraz granatowe cienie. Ubrana była w krótką, pomarańczową spódniczkę i żółtą bluzkę z cekinami. Według Ritsuko wszystko wyglądało komicznie, ale nie powiedziała tego na głos. Ikemoto najwyraźniej miał podobne zdanie, bo gdy wyszły z pokoju uchwycił ją krytycznym spojrzeniem. Natomiast Ritsuko rozplątała swój nieśmiertelny warkocz. Jej włosy były lekko falowane. Zielona kreska podkreślała oczy. Ubrana była w zieloną bluzkę z dekoltem oraz dżinsowe biodrówki. Gdy ona wyszła, Ikemoto nie raczył obdarzyć jej nawet spojrzeniem. Dziewczyna się tym nie przejmowała, tylko ruszyła do ludzi. Humor jej się poprawił, gdy spotkała parę znajomych twarzy, wypiła parę drinków. Dawno się nie widziała z większością osób będących na imprezie.
Właśnie gadała ze starym kumplem, gdy ktoś rzucił się jej na plecy.
- Cho, złaź! - Od razu pomyślała, że to jej kuzynka.
- Hej! Nie obrażaj mnie, ok?
Ritsuko od razu rozpoznała głos.
- Juri! Z rok się nie widziałyśmy!
- Dokładnie. - Dziewczyna pokazała się jej. Miała blond włosy i niemal czarne oczy. - To co, idziemy na podryw! - Gwałtownie pociągnęła Ritsuko za rękę.
- Ona się nigdy nie zmieni - mruknęła do siebie Ritsuko, uśmiechając się. Bawiła się z dawna koleżanką , całkowicie zapominając o konsekwencjach tego wszystkiego. Każdy doskonale się bawił.

Była pierwsza w nocy, a cały dom nadal huczał od muzyki. Ritsuko postanowiła się przewietrzyć. Na balkonie spotkała Tao palącego papierosa.
- Czyżby wielki Tao nie wyrabiał nerwowo? - W sumie to było pytanie retoryczne, bo dziewczyna po chwili wyciągnęła paczkę papierosów z kieszeni i usiadła na barierce balkonu. Wpatrzyła się w gwiazdy.
- Spadniesz - mruknął od niechcenia Ren, nawet na nią nie patrząc.
- Co? - Nie odpowiedział jej. – Hej, co mówiłeś, bo po prostu nie dosłyszałam?
- Nie dosłyszałaś? Siedzisz obok mnie – burknął.
- Wyrwałeś mnie z zajęcia.
- A cóż takiego robiłaś?
- Liczyłam gwiazdy.
Tao uniósł brwi.
- Nie za dużo wypiłaś?! - zapytał ironicznie.
- Ty nie mniej - skomentowała jego wypowiedź. - Wypiłeś chyba z dziesięć butelek wina, a tata ma - a raczej miał - tylko mocne wino.
- Iii...?
- Zaraz zacznie ci odwalać, zobaczysz.
- Mam mocną głowę – powiedział, wypinając klatę.
- Jasne... - Kpina kipiała aż ze słów dziewczyny. Wypuściła dym i znowu spojrzała w niebo. Ren się nią nie przejął i oparł o barierkę.
- Oprzesz się jeszcze mocniej, to rzeczywiście spadnę - powiedziała dziewczyna, przeszywając go wzrokiem. Ten tylko wzruszył ramionami, siadając na krześle. Jedynym skrawkiem domu, do którego nie dochodziła muzyka, był balkon od pokoju Ritsuko i właśnie tam siedzieli. Panowała pełna cisza - obojgu to nie przeszkadzało, tu był spokój. Ritsuko miała zamiar zapalić trzeciego papierosa, gdy Tao się odezwał:
- I to ja mam problemy? Uzależniona jesteś, czy co?
Rozzłościła ją ta uwaga.
- A co ci do tego?!
- Uzależniona – mruknął.
- Nie uzależniona, tylko mam swoje problemy.
- I rozwiązujesz je, niszcząc swój organizm? - Uniósł prawą brew.
- Ej ej ej... Przed chwilą sam paliłeś! - oburzyła się.
- Nie przeczę, że to dobry sposób by się uspokoić.
- A cóż cię tak zdenerwowało?
- A co ci do tego? - odpowiedział z uśmieszkiem.
- Bezsensowna rozmowa – mruknęła, zapalając jednak tego papierosa. Popatrzyła na chłopka przenikliwym wzrokiem.
- Ja wiem, że jestem przystojny i w ogóle, ale, z łaski swojej, nie wgapiaj się tak we mnie.
Ritsuko prychnęła.
- Ty przystojny?! Tak się tylko zastanawiałam, czy zrozumiałbyś mój problem - obróciła papierosa w dłoni, wpatrując się w przedmiot z zaintrygowaniem. - Papieros... Daje radochę, a jednocześnie zabija. Czy jest zły, czy dobry? Dając ukojenie nerwom...
- Do czego zmierzasz? – zapyta, przerywając jej.
- Dałbyś skończyć - powiedziała z pretensją.
- Masz śmieszny wyraz twarzy, gdy się złościsz.
- Ty rzeczywiście za dużo wypiłeś - stwierdziła dziewczyna, wyrzucając niedopałek za barierkę i wychodząc na krawędź balkonu, za poręcz. - Masz czasem tak, że chcesz wszystko zakończyć, mieć spokój i po prostu odejść? - Zaczęła się huśtać rękoma. - Uciec jak tchórz od problemów...
- Zawsze trzeba dawać im radę. - Zdawał się nie zauważać, że dziewczyna może w każdej chwili spaść.
- Ale tak byłoby łatwiej – westchnęła, zadzierając głowę do góry. - Tao, Tao, wiesz, że moja rodzina potępia twoją? Zastanawia mnie, dlaczego rodzice nie zareagowali na twój widok. Ikemoto nie zareagował, bo mu zabroniłam.
- A ja nie? Ostatni raz jak widziałem twoich rodziców to twój tata chciał mi przywalić – stwierdził. - A ty tak właściwie czemu mnie nie potępiasz?
- A ty czemu mnie nie? Tao, to proste i jak pomyślisz, to wywnioskujesz.
- Pomyślę – mruknął, patrząc nieprzytomnym wzrokiem w dziewczynę.
- Jak wytrzeźwiejesz.
- A tak właściwie, to coś mi mówiło, że Ikemoto udaje, że mnie choć trochę lubi, taka farsa.
Ritsuko zwinnie przeskoczyła przez barierkę i z kpiącym uśmieszkiem podeszła do chłopaka. Zbliżyła swoją twarz do jego, a on nie ruszył się nawet o milimetr.
- Farsa? To wszystko jest farsą. Każdy z tej rodziny udaje, nie widzisz tego? - uniosła brwi w górę i przekręciła głowę w lewo, czekając na odpowiedź. Nie uzyskała jej; widocznie chłopak chciał, by dalej mówiła. - Albo nie widzisz naprawdę, albo sam grasz. – Wzięła oddech. - Grasz tego kim nie jesteś, a chcesz być...
- Ty też grasz?
- Hm... farsa wciąga każdego. - Na jej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia, lecz oderwała wzrok od jego oczu i odeszła metr w tył. - Myliłam się, wiesz? - Gdy on popatrzył na nią z ciekawością, wyjaśniła: - Miałam nadzieję, że ty to zrozumiesz, bo dorastaliśmy w podobnych rodzinach, lecz... Kiedyś może tak, ale teraz nie zrozumiesz, nawet jakbym ci powiedziała, o co tak naprawdę we wszystkim chodzi. - Spojrzała na niego z jawna pogardą.
- Nie zobaczysz, czy zrozumiem, póki nie powiesz. Ale mi to wisi, nie będę słuchał użalania się jakiejś rozpuszczonej dziewuchy, która nie umie walczyć o swoje.
- A tuo lare incipe*!
Ritsuko, nie mówiąc nic więcej, weszła do domu, zostawiając Rena samego na balkonie, co mu kompletnie nie przeszkadzało. Zrozumiał jej słowa, lecz się nimi nie przejmował.
Dziewczyna wróciła do towarzystwa. Postanowiła nie przejmować się rozmową z Tao, jednak w głowie ciągle huczało jej zdanie: "walczyć o swoje"...
- Może i racja, ale nie obchodzi mnie to, życie nie ma dużego znaczenia... – szepnęła, przechodząc do barku. - Czas się porządnie uchlać. - Z gwinta zaczęła pić wódkę (Tak na marginesie: nie polecam – przyp. Aut.). Ikemoto, który był już nieźle upity, porwał ją do tańca, a ona całkowicie zapomniała o rozmowie na balkonie.

*Zaczynaj od własnych drzwi. (Zaczynaj od siebie, zanim będziesz mówił o innych.)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o przeróżnych anime Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin